Edward Ledskalnin - Tajemnicza Historia





Edward Leedskalnin - przyszedł na świat 10 sierpnia 1887 roku w Ry­dze. Przełomowym wydarzeniem w jego życiu stały się zerwane w przed­dzień ślubu zaręczyny z młodszą o 10 iat Agnes Scuffs. Wówczas to zrozpaczony 26-letni Łotysz wyemigrował do Kanady w nadziei, że ukochana Sweet Sixteen zro­zumie kiedyś swój błąd i do niego dołączy.
Posiadając wyniesione z domu doświad­czenie w pracy kamieniarskiej, zaczął pa­rać się różnymi pracami. Po kilku latach tułaczki zawędrował na Florydę, która od­powiadała mu ze względów zdrowotnych, ponieważ w tym czasie odkrył u siebie pierwsze oznaki gruźlicy.
I w tym właśnie miejscu w 1919 roku Leedskalnin rozpoczyna budowę nie­zwykle tajemniczych obiektów.
Wykorzystując znajdujące się w pobli­żu skały koralowe, dzień po dniu wykuwa gigantycznych rozmiarów pałac. Jednak to, co wzbudza największe niedowierza­nie, związane jest z metodami, jakich użył. Trzeba bowiem pamiętać, że kon­struktor był w posiadaniu jedynie kilku narzędzi, sporej ilości złomu oraz drewna i nigdy nie korzystał z niczyjej pomocy. Nikt też nie widział go przy pracy. Mimo to w ciągu kolejnych 18 lat udało mu się wznieść kompleks o łącznej masie prze­kraczającej 1100 ton.
Pierwszy powstał dom mieszkalny. Za­raz po nim budowniczy otoczył się wyso­kim na 2,5 metra murem z koralu, aby nikt nie mógł widzieć, jak wyrąbuje ogromne bloki, przenosi je iustawiawokre-ślonym miejscu. W tym celu zainstalował system zabezpieczeń, który informował go o każdej próbie zbliżenia się kogokol­wiek do jego posiadłości.
Kolejne cuda, które pojawiły się za ogrodzeniem
mogłyrzyprawić o zawrót głowy,
Jeden z wzniesionych w tamtym czasie obelisków liczył 8 metrów wysokości i wa­żył około 30 ton (!), a więc dwa razy więcej niż kamienie użyte do budowy wielkiej Piramidy w Gizie, jak też megalitów w angielskim Stonehenge. Obok stanął m.in. 23-tonowy koral przedstawia­jący Jowisza i niewiele mniejsze wyobra­żenie Saturna, zaopatrzone w pierścień. Nie zabrakło też koncentrycznych kręgów odwzorowujących Układ Słoneczny.
W ciągu 28 lat Leedskalnin wyrzeżbił ogromny stół w kształcie Florydy, pokój wyposażony w dziecięce łóżeczka i ko­łyskę (na wypadek gdyby Sweet Sixteen zechciała jednak przybyć) oraz bujane krzesło o wadze trzech ton, które można było wprawić w ruch jednym palcem!
Niedaleko usytuował ośmiometrowy te­leskop, przez który obserwowano Gwiaz­dę Polarną oraz spiralne schody prowa­dzące do podziemnej lodówki. W innym miejscu znajdował się działający z dok­ładnością do dwóch minut zegar sło­neczny, który wyznaczał zimowe i letnie przesilenie. A wszystko to zostało włas­noręcznie wyciosane, oszlifowane i wznie­sione z koralu, ważącego setki i tysiące kilogramów!
Ed Leedskalnin z pewnością nie należał do mocarzy. Przy wzroście około I5O cm ważył niecałe 50 kilogramów. Twórca Coral Castle, nazywanego "ósmym cudem świata"
Jednak najbardziej imponującym dzie­łem łotewskiego imigranta była z pew­nością brama wejściowa, znajdująca się w murze od strony wschodniej. W dziewięciotonowej płycie konstruktor wyciął dwuipółmetrowy otwór, idealnie zsyn­chronizowany ze środkiem ciężkości blo­ku, po czym zamocował tam drzwi dopa­sowane tak, że szczelina pomiędzy nimi a skałą wynosiła ok. pół centymetra, a otworzyć mogło je małe dziecko, uży­wając jednego paluszka.
Jak obliczono, nawet współcześni in­żynierowie przy użyciu zaawansowanej technologii komputerowej i laserowej mieliby kłopot z powtórzeniem doko­nań Leedskalnina. Gdy próbowano wy­ekstrahować kamień ze skały koralu za pomocą zakończonej diamentami piły o mocy 600 koni mechanicznych, udało się wyciąć kawałek o wiele mniejszy od tych użytych przy budowie kompleksu. Tymczasem wielbiciel słodkiej szesnastki przy swojej pracy nie korzystał z jakich­kolwiek cudów techniki ani pomocy po-
stronnych osób, a ważył - jak już powie­dzieliśmy - niecałe 50 kilogramów.
Zdumienie wśród naukowców i amato­rów zagadek budzi jeszcze jedna historia. W 1936 roku okazało się, że w pobliżu Rock Gate Parku - domostwa wynalazcy - ma stanąć kilka nowych domów. Wówczas strzegący swojej prywatności Leedskalnin nieoczekiwanie powziął de­cyzję o przeprowadzce. W tym celu sko­rzystał z pomocy jednego z sąsiadów, który użyczył mu ciągnika do przetrans­portowania całego dobytku. Konstruktor poprosił jednak farmera, aby w żadnym razie
nie podglądał go
gdy będzie ładował bloki na zainstalowa­ne w przyczepie specjalne szyny. W ten sposób jedyny potencjalny świadek mo­gący posiąść tajemnicę łotewskiego ka­mieniarza został pozbawiony tego przy­wileju.
Jak umieszczono koralowe skały na platformie oraz w jaki sposób je stamtąd zdjęto, nigdy nie udało się ustalić. Wiele osób widziało traktor przewożący tony kamieni, ale samego momentu załadunku nie zaobserwowano. Tymczasem Leed­skalnin przeniósł się 11 kilometrów da­lej, do Homestead i wybudował od pod­staw kompleks, który nazwał Coral Castle (Koralowy Zamek).
Co ciekawe, po ukończeniu budowy uczynił to miejsce atrakcją turystyczną, pobierając za wejście na teren swej pose­sji opłatę w wysokości 10 lub 25 centów.
Wielu świadków do dziś wspomina, jak podstarzały konstruktor raz w tygo­dniu jeździł rowerem 6 kilometrów do miasteczka po zakupy. Przez pozostały czas nie opuszczał azylu. Może wciąż czekał na swą wielką niespełnioną mi­łość? Wieść niesie, że gdy Agnes dowiedziała się o powstaniu Coral Castle (a by­ła już wtedy szanowaną czterdziestokilkuletnią kobietą), stwierdziła, że nadal nic nie jest w stanie wzbudzić w niej za­interesowania łotewskim emigrantem.
Christopher Dunn w pracy Zagadka Coral Castle zamieścił interesujące ze­stawienie parametrów tego kompleksu z innymi budowlami megalitycznymi. Jeśli założymy, że Leedskalnin wyrzeźbił obiekty o masie 1100 ton w okresie 28 lat, to 5273834 ton kamieni użytych do budowy najsłynniejszego cudu starożyt­nego świata wymagałoby pracy 4794 niewolników.
Tymczasem - w zgodnej opinii histo­ryków - przy Wielkiej Piramidzie w Gizie
pracowało od 20.000 do 100.000 osób!
Co więcej, nie od dziś wiadomo, że działanie zespołowe zwykle przynoszą lepsze efekty niż samodzielne, a to z racji możliwości asekuracji, użycia wspólnej siły ramion i sensownego podziału pracy. Uzyskany przez Dunna wynik okazałby się zatem jeszcze bardziej spektakularny.
Raz po raz dociera do nas informacja, że jacyś odkrywcy bądź egiptofodzy
ustalili wreszcie, w jaki sposób wzniesio­no piramidy. Jeden z nich, Mark Lehner zrealizował nawet film, na którym grupa robotników za pomocą lin i dźwigni po­stawiła konstrukcję z kamieni o wadze nie przekraczającej dwóch i pół tony. Można jedynie żałować, że nie obejrzeli­śmy podobnego show w wykonaniu kon­struktora z Rygi. Prześledzenie narodzin megalitu o masie dwunastokrotnie więk­szej niż dzieło Lehnera byłoby nieza­pomnianym przeżyciem.
W porównaniu z Coral Castle równie blado wypada kwestia wzniesienia tajem­niczych rzeźb z Wysp Wielkanocnych. Thor Heyerdahl w czasie jednej ze swych wypraw własnoręcznie erygował posąg, by udowodnić, że dzieło to było tworem rąk tubylców. Jednak, jak zazna­cza Christopher Dunn, podróżnikowi po­magali okoliczni mieszkańcy, a z takim wsparciem wyrzeźbienie, przeniesienie i ustawienie kamiennej głowy stało się o wiele prostsze. Co więcej, Heyerdahl korzystał z systemu dźwigni i rolek, któ­rych Leedskalnin nigdy nie używał.
 
W jaki zatem sposób emigrant z Rygi stworzył ósmy cud świata? Na ten temat konstruktor wypowiadał się rzadko
1 enigmatycznie, co przyczyniło się do narodzin wielu wersji wyjaśnień. Nie za­brakło też mało wiarygodnych świadków, którzy jakoby podpatrzyli budowniczego przy pracy I tak jeden z sąsiadów widział ponoć, jak Leedskalnin kładł na kamie­niach ręce, po czym... śpiewał, a głazy unosiły się i lewitowały!
Powiedzmy w tym miejscu, że istnieje wiele hipotez dotyczących magii dźwię­ku. W kulturze żydowskiej wierzy się np., że za pomocą słów Bóg powołał do istnienia cały Wszechświat. Podobne teo­rie nieobce są badaczom wyznającym za­sadę, że drgania fal dźwiękowych deter­minują całokształt wydarzeń na świecie, zachowanie się organizmów i związków organicznych, takich jak np. woda. Wiele właściwości muzyki nie jest znanych do dziś, jednak w przypadku Coral Castle tezę tę należy uznać za wątpliwą, gdyż kierowca ciągnika z pewnością usłyszał­by melodyjne dźwięki wydobywające się z krtani sąsiada.
Inne wyjaśnienie podał amerykański magazyn Fałe. Podobno kilku nastolat­ków ominęło zabezpieczenia i podejrzało z ukrycia budowę Coral Castle. Stwier­dzili oni, że widzieli unoszące się w po­wietrzu kamienie, przypominające balo­ny wypełnione wodorem. W tym samym czasopiśmie własną teorię przedstawił Frank Joscph. który napisał, że Leed­skalnin w jakiś sposób posiadł wiedzę o siatce prostych, tożsamych z liniami ley, które opasują cały glob, a w punk­tach przecięcia wytwarzają niezwykle silną energię płynącą z samej Ziemi. Według niego taka moc pozwoliłaby z pewnością na lewitację koralowych bloków. Tezę tę poparł kapitan nowozelandzkich sił powietrznych, J. Cathie, który uznał, że pomiary pozycji Coral Castle z punk­tami przecięcia południków 0 i 90 stopni
z równikiem oraz Biegunem Północnym wskazują ewidentnie, iż posiadłość Leed­skalnina stanowi idealne miejsce kumu­lacji ziemskiej energii, mogącej wywołać pole anty grawitacyjne, odpowiedzialne w jego opinii również za fenomen UFO. Kilka tropów prowadzących do wyja­śnienia zagadki Coral Castle pozostawił sam jego twórca. W swoim życiu napisał zaledwie pięć krótkich tekstów, z których jeden poświęcony był moralnym kwe­stiom wychowania i edukacji, a pozostałe teoriom dotyczącym magnetyzmu. Łotew­ski wynalazca stwierdził, że poznał i zro­zumiał prawa dotyczące wag, miar i zasto­sowania dźwigni. Zaznaczył też, że posiadł sekret budowniczych piramid
i odkrył, jak wznoszono starożytne bu­dowle w Peru, na Jukatanie i w Azji, gdzie przy pomocy prymitywnych narzę­dzi ociosywano i umieszczano w danym miejscu wielkie skalne bloki.
Leedskalnin krytykował współczesną naukę, uważając, że błądzi. W jego ocenie obraz Natury jest prosty. Cała materia skła­da się z pojedynczych magnesów, podzie­lonych na trzy rodzaje: o biegunie północ­nym, południowym oraz neutralnym.
Ich ruch wewnątrz przedmiotów i w przestrzeni wytwarza znane nam zja­wiska, takie jak magnetyzm i elektrycz­ność. Idea ta zakłada ścisłą relację ist­niejącą pomiędzy Ziemią a Boskim Porządkiem . Interesujące jest to, że pod­czas badań konstruktor dostrzegał ponad
przedmiotami promienie światła, które uznał za przejaw magnetyzmu Natury i siły życiowej utożsamianej z energią chi lub praną. Nie byłoby w tym nic nie­zwykłego, gdyby podobnego fenomenu nie postrzegali niezależnie od siebie inni wynalazcy: Keely, Schauberger, Rychnowski oraz Reich. I, tak jak ich pra­cami, dziełem rąk Leedskalnina również zainteresował się w końcu amerykański rząd.
W trzech pracach twórcy Coral Castle pojawiła się wzmianka o stworzeniu przez niego urządzenia określanego jako perpetuum mobile, składającego się z na­magnesowanej końskiej podkowy, której końce zostały połączone cienkim pas­kiem żelaza. Gdy do tego urządzenia do­ciera pojedynczy impuls elektryczny, energia krąży w zamkniętym układzie przez tygodnie lub nawet miesiące, dopó­ki obwód nie zostanie przerwany. Proste?  Na szczęście wielu eksperymentującym, prywatnym osobom udało się po jakimś czasie powtórzyć doświadczenie i uruchomić to urządzenie co przedstawili w wielu materiałach opublikowanych w internecie i literaturze fachowej.
Christopher Dunn, autor m.in. "The Giza Power Plant: Technologies of Ancient Egypt" także zajmował się zagadką Coral Castte
Więcej światła na działalność Leed­skalnina rzucił cytowany już Christopher Dunn. Zaintrygowany niezwykłymi bu­dowlami, które ujrzał w Koralowym Zamku, a także zestawem narzędzi jego twórcy, postanowił dokładniej zbadać, w jaki sposób udawało się przemieszczać potężne bloki kamienne bez użycia dźwi­gu. Kluczem do wyjaśnienia - zdaniem Dunna - okazało się
zjawisko antygrawitacji.
Uznał on, że określenie to można za­stosować do wszystkiego, co likwiduje przyciąganie grawitacyjne i pozwala na swobodne unoszenie się obiektów. Do grupy zachowań antygrawitacyjnych zaliczył nie tylko lot rakiety, ale nawet po­ranne wstawanie z łóżka! Takie rozumo­wanie doprowadziło go do zadania sobie pytania: co by było, gdyby okazało się, że grawitacja nie istnieje? A może materia rzeczywiście składa się z indywidu­alnych magnesów? Czyż ich właściwości nie wystarczą, żeby wyjaśnić zjawisko lewitacji?
Jak wiadomo, magnesy o podobnych biegunach odpychają się. Gdy znajdują się w odpowiedniej odległości, usiłują prze­kręcić się, by umożliwić przyciąganie. Gdyby jednak większy magnes umieścić nad mniejszym na tyle blisko, by unie­możliwić mu odwrócenie się, a z drugiej strony oddalenie - uzyskamy zjawisko an­tygrawitacji. Przy czym, jeśli założymy, że rolę większego magnesu spełnia pla­neta Ziemia, wystarczyłoby sprawić, aby duże obiekty, jak choćby koralowe skały, były zwrócone ku niej przeciwnym poten­cjałem - wówczas mogłyby bez problemu lewitować.
Jeśli w Coral Castle rzeczy­wiście znajdowało się miejsce mocy, o którym wspominali Joseph i Cathie, ta­ka operacja stałaby się możliwa.
Pozostaje pytanie, w jaki sposób uda­łoby się wówczas uzyskać jednakowe pole magnetyczne obiektu usytuowanego tuż nad ziemią. Dunn twierdzi, że jed­nym ze sposobów mogioby być użycie przedmiotu, który stworzył w zamku Leedskalnin - perpetuum mobile. Sam konstruktor wielokrotnie podkreślał, że wykorzystywał to urządzenie po to, by uzyskać światło w żarówce, gdyż nie miał dostępu do elektryczności. Utrzymy­wał przy tym, że musiał cały czas kręcić kołem zamachowym, aby przyrząd po­prawnie funkcjonował. Według Dunna, nie trzeba go było jednak napędzać me­chanicznie, gdyż po dostarczeniu impulsu tworzył się namagnetyzowany układ za­mknięty.
Aby utwierdzić się w tym przekonaniu, autor Zagadki Coral Castle kupił magnes i tak wyposażony zjawił się w dawnej pra­cowni Leedskalnina. Nabyty przedmiot umieścił w pewnej odległości od koła zamachowego, po czym zaczął wprawiać je w ruch. Wraz z pojawiającą się rotacją Dunn czuł wpływ na zachowanie mag­nesu w dłoni. Gdy przestał kręcić kołem, zauważył, że niektóre przedmioty, zwłasz­cza druty miedziane
zmieniły swoje położenie.
Trudno przesądzić, czy nauce kiedykol­wiek uda się rozwiązać tę zagadkę. Do dziś można natomiast oglądać Koralowy Zamek i na własne oczy przekonać się o je­go bajkowym istnieniu.
W latach osiemdziesiątych zafascyno­wany historią miłosną Łotysza Billy Idol nakręcił w Coral Castle klip do słynnego przeboju Sweet Sixteen. W ten sposób dzieło Edwarda Leedskalnina stało się częścią kultury masowej, choć tak na­prawdę wciąż pozostaje niedocenione.
7 lipca 2007 roku ludzie na całym świe­cie wybrali siedem cudów współczesności. Jednym z nich jest Tadż Mahal, cudowne mauzoleum z marmuru, które Szachd-żachan wzniósł dla swej przedwcześnie zmarłej żony. Nad jego budową przez 20 lat pracowały rzesze robotników.
W XX wieku jeden człowiek w niewie­le dłuższym okresie wzniósł inny pomnik dla miłości. Użył do tego 1100 ton skały koralowej. Jak tego dokonał, nikt nie wie. Nie może więc dziwić, że zdaniem wielu osób to właśnie jego dzieło stanowi ósmy cud świata.
Leedskalnin zmarł z niedożywienia w ro­ku 1951, w wieku 64 lat. Do końca życia nikomu nie zdradził, jak stworzył swe opus magnum, które zachwyca kolejne pokolenia. Czym było zagadkowe świa­tło, o którym mówił? Jakąż to tajemnicę budowniczych megalitów posiadł? Czy Dunn zbliżył się do prawdy w swoich do­świadczeniach? A może słuszna jest teoria o nieznanych właściwościach dźwięku?
Dziś coraz większą popularność zysku­je teza, że umysł i materia są stworzone z tej samej transcendentnej esencji. Gdyby tak było, siła muzyki mogłaby oddziały­wać również na przedmioty.
Na razie pozostają domysły. Po śmierci twórcy Coral Castle nad jego łóżkiem znaleziono napis: Sekret Wszechświata to 7129/6105195.
Jakie to proste...
 
Coral Castle według Machowa
Wśród współczesnych badaczy Koralowego Zamku poja­wił się profesjonalista, z zawodu pilot śmigłowca o nie­przeciętnej wiedzy i przenikliwości, który po obejrzeniu niektórych eksponatów, jakie zostawił po sobie twórca koralowego cudu, stwierdził, że odkrył jego tajemnicę
Rosjanin Aleksander Wasiljewicz Machów urodził się w 1944 r. w Kazachstanie. Jest inżynierem lotnictwa, absolwentem dwóch uczelni lotniczych, specjalistą w zakresie sprzętu lotniczego oraz samolotów i silników.
Machów pracował jako inżynier pokła­dowy w Aeroftocie w Omsku, a następnie naczelny inżynier lotnictwa do spraw wyposażenia lotniczego. Będąc uczestni­kiem wojny afgańskiej, ma za sobą 136 lotów bojowych w składzie załóg śmigłowców. W latach 1994-99 peł­nił funkcję pracownika naukowego Akademii Wojsk Pogranicza, gdzie uzyskał doktorat w za­kresie systemów namie­rzania samolotów pa­trolowych.
Praktycznie wszystkie prace Machowa opublikowane na jego stronie internetowej wiążą się z problematyką wiru jako naturalnego zjawiska przyrodniczego oraz towarzyszących mu tzw. pól torsyjnych (notabene, pomimo wieiu dowo­dów, wciąż kwestionowanych przez na­ukę akademicką). Właśnie zrozumienie istoty wiru stanowi zdaniem kazachskiego inżyniera klucz do uzyskania antygrawitacji, do odpowiedzi na pytanie, jak zbudowano piramidy w Egipcie, w Mezoameryce i w jaki sposób powstał Koralowy Zamek Edwarda Leedskal­nina.
Warto, choćby pobieżnie, zapoznać się z publikacją badacza, który napisał ją po
wnikliwej analizie pamiątek pozostałych po budowniczym Coral Castle.
(...) Można długo błądzić, poszukując konkretnego sposobu lewitacji, którym posługiwał się Ed - pisze Machow. - (...) Jestem przekonany, że zmiana miejsca budowy byla związana nie tylko z koniecznością dysponowania wielkim placem. Ed szukal odosobnienia. Chciał pozbyć się wścibskich oczu sąsiadów.
A -jak się przekonamy - miał
co ukrywać.
Powróćmy jednak do naszych dociekań, które przybrały konkretną formę, gdy ujrzałem apa­rat w kształcie misy o niezwykłej kon­strukcji. Znajduje się on w muzeum zam­kowym, gdzie wyeksponowano narzędzia naszego " romantycznego budownicze­go ". Są tu dluta, młotki oraz łańcuchowy widokrążek-wciągarka - słowem: wszel­kie narzędzia niezbędne w pracy kamie­niarza. Ale cóż to? W lewym dalekim rogu pokoju dostrzegłem coś niespoty­kanego. (...)
Nagle serce mi zamarło
- To właśnie to! - generator torsyjny Eda! Do tego napis pod jedną z fotografii głosi: " Pozostałości po motorze (genera­torze? - przyp. A.W.) Eda".
Ale jakie gabaryty! Waga! Bardzo wy­mowne. Nie mniej niż sto kilogramów. Ileż metalowych elementów składa się na tę konstrukcję, przy czym zalano je solid­nie betonem, tworząc zębatą misę. Z bo­ku widać jakby rurę wydechową z siatką na kołnierzu, wmurowaną wraz z misą w masywną podstawę z betonu. W kon­strukcji misy wykorzystano resztki zdeze­lowanego samochodu i ciągnika, które swego czasu Ed ściągnął ze złomowiska. Widoczna jest także część obwodu koła, wieniec koła zębatego i nakrętki śrub o przekroju kwadratowym, zespalające konstrukcję. Wewnątrz widnieje metalo­wy mechanizm obrotowy z ruchomą kor­bą, kołem zapadkowym, kabłąkiem mo­cującym, natomiast na obwodzie ze­wnętrznym - 24 kolce metalowe, złożone z 5 podwójnych pionowych elementów każdy. 24x5x2=240. Łącznie aż 240 nie­wiadomych elementów!
Ale myślą wybiegam dalej. Jeżeli jest to generator torsyjny, to nie sposób obyć się tu bez stałych magnesów! A znając zamiłowanie Eda do zjawisk magnetycz­nych, wyciągamy jednoznaczny wniosek - tak, to jest 240 płaskich magnesów sta­łych!
Magnesy zostały równomiernie roz­mieszczone na okręgu i zalane betonem, zaś otrzymany blok magnetyczny umiesz­czono pomiędzy dwoma kołami zębatymi. Zaciśnięto go między nimi za pomocą 8 śrub z nakrętkami, przechodzącymi na wskroś warstwy betonu. Wszystkie 24 kol­ce magnetyczne są od siebie odizolo­wane. Jedne z ich końców wychodzą poza granice zewnętrznej powierzchni misy, niemal stykając się ze sobą. Z późniejsze­go materiału zdjęciowego wynika, że w konstrukcji wykorzystano 120 magne­sów w
kształcie litery (U, a ściślej V, wcześniej stosowanych w samochodach marki "Ford".
Co to jest? Generator torsyjny czy coś więcej?
Już od dawna zajmuję się urządze­niami działającymi na zasadzie wiru, Dlatego, gdy patrzyłem na wizerunek te­go aparatu, przemknąla mi myśl, która była szybsza od innych - nagle uświado­miłem sobie, że wszystko to jest przecież oczywiste.Tajemnica w jednej chwili przestała być tajemnicą (...)
Jeżeli ów generator waży 100-150 kg i ma służyć napromieniowaniu kamiennej bryły, to powinien znajdować się albo pod kamieniem, albo nad nim. (...) A te­raz kolejny logiczny wniosek: Ed jest cherlakiem, słabeuszem, a pracować mo­że tylko w pojedynką, częstokroć po no­cach, zazdrośnie strzegąc swej tajemnicy. Jak wobec tego dostarczyć generator na brzeg zatoki i podnieść go na kamienny blok? A trzeba jeszcze zamocować aparat na kamiennej bryle, przy czym do dy­spozycji jest tylko dwoje rąk. Logika pod­powiada jedno wyjście:
ten aparat nie powinien nic ważyć.
Mało tego - musi jeszcze sam się unosić. A to dopiero! Wychodzi na to, że Ed skonstruował coś więcej niż ge­nerator torsyjny, skonstruował aparat latający!
Aleksander Machów na podstawie zdjęć ocenia, że widoczna na zdjęciach stalowa rura umocowana obok misy z magnesami i zakończona przesłoną z nawierconymi otworkami - to tłumik płomienia, stanowiącego część systemu jonizacji. Zewnętrznym źródłem systemu jonizacji miaioby być tzw. lut-lampa. którą Ed wykorzystywał do nagrzewania klinów podczas odłupywania kamien­nych bloków. Dolny odcinek rury służył do zamocowania palnika lampy. Płynna regulacja płomienia pozwalała z kolei na regulację stopnia jonizacji w aparacie, a w efekcie zmianę siły nośnej aparatu łatającego. Czy wobec tego można zary­zykować stwierdzenie, że aparat Leedskalnina pełnił rolę latającego dźwigu?
Aparat Eda - spekuluje Machow -z pewnym zapasem mógł podnieść tylko swój własny ciężar. Oczywista natomiast wydaje się jego druga zasadnicza funkcja - wytworzenie strumienia torsyjnego, mającego na celu napromieniowanie ładunku. Wówczas, poza tym, co niezbędne, nie potrzeba mocnych lin do mocowania kamieni. Wystarczy dość mocny zwykły sznurek lub łańcuchy zdolne do utrzyma­nia aparatu na powierzchni ładunku.
Machów szczegółowo analizuje spo­sób przemieszczania się kamiennych blo­ków do punktu docelowego i dochodzi do wniosku, że dziwaczna platforma Leedskalnina to w istocie aparat latający
0 szczególnym przeznaczeniu, spełniają­cy kilka funkcji. Jego zdaniem było to urządzenie: po pierwsze, wytwarzające strumień torsyjny (wirowy) służący do napromieniowania kamiennych bloków
1 pozbawienia ich ciężaru. Po drugie wy­korzystywane do podnoszenia właściwej konstrukcji zaopatrzonej w ładunek po­zbawiony ciężaru. Po trzecie, stosowane do przemieszczania ładunków w pozio­mie w różnych kierunkach.
Duże zainteresowanie wywołuje jesz­cze jedna kwestia: w jaki sposób kamie­nie tracą na wadze? Jaki jest mecha­nizm ich lewitacji lub kosztem czego powstaje silą podnoszenia?
Zgodnie z opinią rosyjskiego inżyniera generator powoduje przenikanie kamien­nej bryły przez strumień promieniowania torsyjnego, który można sobie wyobrazić jako snop bardzo cienkich, cylindrycz­nych nici wirowych. Jeśli każda z tych nici przechodzi przez jeden z węzłów siatki krystalicznej kamienia, węzeł siat­ki ulega wzbudzeniu, lecz nic więcej się nie dzieje - lewitacja nie zachodzi.
Ażeby powstał efekt unoszenia, ko­nieczne jest, aby przenikający wszystko strumień wirowy pojedynczej nici torsyjnej natknął się na przeszkodę - coś w ro­dzaju powierzchni, od której może się odbić i która jest podstawowym elemen­tem urządzenia opartego na zasadzie wi­ru. Taką przeszkodę
stwarza zjawisko rezonansu akustycznego.
Jeśli spełnimy warunki jego powstawa­nia, każdy strumień w węźle zacznie roz­pływać się po liniach radialno-spiralnych po powierzchni odbicia, a w każdym wężle powstanie oddzielny mikrowir. Jednocześnie zmienia się konfiguracja promieniowania, a z nici cylindrycznej tworzy się mikrowir. Powstały wir przy­biera typową formę lejka lub kielicha z nóżką podstawy. W efekcie dochodzi do zakrzywienia przestrzeni eteru wew­nątrz kamienia, a to, jak wiadomo, skut­kuje wytworzeniem różnicy ciśnienia ete­ru i siły unoszenia. Oddziaływanie wszy­stkich wytworzonych wirów nakłada się na siebie i w rezultacie prowadzi do za­niku ciężaru całego kamiennego bloku.
We współczesnej fizyce opisano efekt wzajemnego oddziaływania fal akustycz­nych i elektronów przewodzących w me­talach półprzewodników. Efekt ten po­wstaje jako rezultat oddziaływania na elektrony i jony siatki jednolitego pola elektromagnetycznego, spowodowanego mchem jonów. Przy tym dla fali dźwięko­wej podłużnej pole to ma charakter elek­trostatyczny; w przypadku fali dźwięko­wej poprzecznej na elektrony i jony dzia­ła wirowe pole elektryczne.
Teraz wystarczyłoby, ażeby ktoś ze współczesnych badaczy powiązał przed­stawiony efekt ze strukturą krystaliczną kamieni i przeanalizował częstotliwości związane harmonicznie z polem magne­tycznym Ziemi. Dla dźwięków w za­kresie fal niskiej frekwencji - w punkcie rezonansu akustycznego; dla promienio­wania torsyjnego - w zakresie fal gigahercowych. Wtedy zasada pracy aparatu Eda stanie się jasna.
Nie wiadomo, za pomocą jakiej pie­śni czy modlitwy budowniczy Koralo­wego Zamku wywoływał zjawisko aku­stycznego rezonansu, pobudzając ka­mienie do lewitacji. Mogło to być jedno słowo, ale powtarzane w odpowiednim tempie i z odpowiednią częstotliwością.
Nie ma niczego nowego pod Słońcem
- wszystko wynaleziono przed nami -snuje dalej swoje rozważania Machów.
- Tak samo Ludzkość nie odkrywa nicze­go nowego, tylko jedna cywilizacja po­nownie odkrywa to, do czego doszla już wcześniejsza.
 
Poruszając kwestię wiedzy teoretycz­nej twórcy Koralowego Zamku, Machow zauważa, iż trzeba zadać pytanie: jakie było źródło informacji kamieniarza na temat konstrukcji lewiSatoral Być może tajemnica ta została mu przez kogoś ce­lowo powierzona, albo jest to sekret prze­kazywany z pokolenia na pokolenie przez mistrzów sztuki kamieniarskiej. Zastoso­wanie stałych magnesów mogłoby temu przeczyć, jakkolwiek wiadomo także, iż magnesy miały zastosowanie już w staro­żytności.
Możemy zgodzić się lub odrzucić od­krycie tajemnicy Koralowego Zamku w wydaniu Aleksandra Machowa, nie stawiamy tu zatem kropki nad "i". Dla badaczy istotną wskazówką wydają się niektóre uwagi zamieszczone przez twórcę Coral Castle w jego pracach, pozornie oczywiste i zrozumiałe, a jednak nie w pełni docenione. I tak np. współczesna nauka bardzo mało uwagi poświęca tzw. stałym magnesom, przeznaczając więk­szość lekcji fizyki na studiowanie elek­tromagnetyzmu. Twórca Koralowego Zamku wytyka naukowcom w tym kon­tekście nieuzasadnione nadużywanie ok­reślenia prąd elektryczny, podczas gdy jego zdaniem bliższe prawdy byłoby po­jęcie prąd magnetyczny, choć i to zdaje się nie oddawać rzeczywistych zjawisk przyrodniczych. W jednej ze swych prac Leedskalnin pisze znamienne słowa: od­powiednie ustawienie magnesów po­zwala uzyskać nieograniczoną moc...
Słowa te można różnie rozumieć, lecz zawsze nasuwa się ta sama myśl: odtwo­rzenie konstrukcji generatora torsyjnego łotewskiego wynalazcy-romantyka to je­dynie kwestia czasu. Tak przynajmniej uważa Aleksander Machow.
 

 



WSZYSTKO SPROWADZA SIĘ DO TEGO, ABY ZDOBYĆ WIEDZĘ Z DZIEDZINY ELEKTROTECHNIKI A TO ZAPENIA TYLKO I WYŁĄCZNIE SZKOLA O KIERUNKU ELEKTROTECHNICZNYM I TO NIE WAŻNE CZY BĘDZIE TO SZKOŁA ZAWODOWA CZY TECHNIKUM. PONIEWAŻ PODSTAWY I ZASADY SĄ TAKIE SAME. ŻADNE STUDIA NIE DADZĄ CI TEGO CO ZAJĘCIA PRAKTYCZNE NAWET W SZKOLE ZAWODOWEJ O PROFILU ELEKTROTECHNICZNYM. I TYLKO TAKA WIEDZA I SAMODZIELNE BUDOWANIE RÓŻNYCH URZĄDZEŃ ELEKTROTECHNICZNYCH DADZĄ CI PRAWDZIWĄ WOLNOŚĆ.
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja